niedziela, 14 lipca 2013

Rozdział IV Wloty i Upadki

Słowo wstępu...
W rozdziale III napisałam połowę jako Shadow a połowę ze strony kogoś innego, teraz takie zmiany będą występować w rozdziałach częściej. 
***
Syriusz, choć byłam dorosła próbował się mną opiekować. Jak zakładałam od początku, z marnym skutkiem, gdy próbował zrobić kanapkę, mugolskim sposobem, pół bochenka chleba lądowało w koszu, z herbatą szło mu lepiej, rozlewał sporą część napoju, lecz zawsze zostawało coś w kubku. Po kilko dniowych namowach z mojej strony zgodził się abym to ja przygotowywała posiłki. W zamian miałam go nauczyć kilku najprostszych przepisów kucharskich. Z dnia na dzień przekładałam mój wyjazd, ostatecznie zawiesiłam decyzję na czas nieokreślony. Chciałam nadrobić to wszystkie lata spędzone bez ojca, lecz wakacje kończyły się a przed ich końcem musiałam mieć pracę! Pieniędzy nam nie brakowało, jednak mimo wszystko musiałam mieć jakieś źródło zarobków. Tamtego dnia siedziałam w salonie na zjedzonej przez mole kanapie. Trudno było się przebić przez stosy zdjęć, listów i innych pamiątek.
- To tutaj zrobił James Potter. Było to na mugolskich mistrzostwach świata w w piłce nogowej*! Lily próbowała nam wmówić, że to tak samo dobre jak Quiddich. - zaśmiałam się w duchu i słuchałam dalej Syriusza jego oczy były skierowane a to na mnie a to na zdjęcie o którym opowiadał. - Shadow, grasz może w Quiddicha?
- Szczerze?- wzięłam głęboki wdech - Uważam, że jest to strasznie nudna gra czarodziejska. Razem z moją przyjaciółką Tomione prowadzimy anty fan club tej zabawy. -Syriusz udał, że togo nie słyszy i co rusz podnosił jakiś nowy list lub zdjęcie. Ja też wzięłam jeden do ręki. Myślałam, że to list od Remusa lub Potterów. Myliłam się bardzo...
Najdroższy Syriuszu!
Kornwalia przywitała nas bardzo deszczowo, lecz po kilku godzinach przestało padać i zaświeciło słońce. Ostatnie dni są tu upalne. Zżera mnie tęsknota to Tobą! Tak naprawdę to ani chwilę nie siedzę w miejscu. Nawet teraz Lily i Mary zabrały malutką Shadow na spacer.
Nasza kochana córeczka stawia już swoje pierwsze kroki! Szkoda, że Cię tu z nami nie ma. To taki piękny widok gdy nasze dziecko stawia niezdarnie swoje nóżki na pisaku zostawiając po sobie tylko ślady niewielkich stópek. Widzę, że Lily zazdrości nam (Tobie i mi oraz Mary i Davidowi) takich wspaniałych małych skarbów. Najmłodszy z Woodów jednak nie przyjechał, ma na imię Oliver i wiesz, co? BĘDZIE CHODZIĆ Z SHADOW DO HOGWARTU!!! Mała już wykazuje zdolności czarodziejskie. Naprawdę chcę już koniec tego urlopu by móc przebywać znów przy Tobie. 
Pozdrów Lunatyka i Rogacza! 
Zawsze Twoja, 
Dorcas Black
Zaniemówiłam. Łzy kapały po moich policzkach a ja nie miałam siły nawet zetrzeć ich ręką. Myślałam, że Łapa nie ośmieli się mnie dotknąć, lecz zrobił to. Objął mnie. Nie wiem, dlaczego nie odrzuciłam jego ramienia. Chyba moje myśli krążyły tak intensywnie wokół tego listu, że cały otaczający mnie świat nie istniał. Moja matka, twardo stąpająca po Ziemi, samotnie mnie wychowująca, realistka - napisała taki list?!?
Pociągnęłam nosem i zebrałam się w sobie.
- Jak skończyła ta kobieta. Mary?- wskazałam na kawałek tekstu.
- Odłączyła się od nas zaraz po śmierci Potterów. Bardzo to przeżyła i  po prostu zerwała z przeszłością, bo to było najłatwiejsze. Mary Wood prowadzi księgarnie przy ulicy Pokątnej. Esy i Floresy kojarzysz może? To firma jej dziadków.
 Pod pretekstem zrobienia zakupów udałam się, po przez Dziurawy Kocioł, do księgarni. Buszowałam pośród szafek i półek w poszukiwaniu coraz to ciekawszych książek. Później poprosiłam sprzedawcę, aby zawołał szefową. Mężczyzna zrobił zdumioną minę i zawołał Mary. Z gabinetu wyszła szczupła, nie wysoka, blondynka, wyglądająca na około trzydzieści pięć lat. Podeszła do mnie. Wyglądała na znudzoną.
- Możesz sobie stąd iść Dorcas! Nie potrzebuje wykładów na temat przyjaźni.- wysyczała zajadle i odwróciła się napięcie.
- Niech pani pozdrowi Olivera od jego byłej dziewczyny! - Mary odwróciła się, ale mnie już tam nie było...
***
 Kolejny deszczowy, październikowy dzień zapowiadał się nadzwyczaj ekscytująco. Wśród czarodziejskiej części anielskiej społeczności panowało poruszenie. Dzisiaj odbyło się otwarcie Magicznego Zakątka, kawiarni, która podawała słodycze sprowadzane z Miodowego Królestwa, domowe ciasta i najlepsze, ulepszone magią, kawy i herbaty. Nie cieszył się jedynie on. Oliver Wood. Chłopak był podekscytowany. Dzień wcześniej otrzymał krótki liścik od jego eks dziewczyny informujący o otwarciu kawiarni i zapytanie czy zechciałby się z nią spotkać. Przekraczając drzwi Magicznego Zakątka zauważył tylko jedną rzecz. Mianowicie to, że osoba, z którą miał się spotkać bezczelnie flirtowała z, dla Olivera niestety, przystojnym facetem! Wood zwiał jak tchórz. Shadow zobaczyła go jeszcze w drzwiach i wybiegła, aby z nim porozmawiać. Chłopak nie zatrzymywał się ani nie spojrzał w tył. Nie chciał jej znać. Krzyknął to i zniknął za zakrętem. 
***
Krople deszczu padały na moją nieosłoniętą niczym skórę ramion. Jednak nie przyspieszyłam kroku, nie wykonywałam też żadnej czynności szybciej. Szłam powoli, z przyjemnością oddając się odświeżającej bryzie. Czarna sukienka, w którą byłam ubrana przemokła zupełnie, z włosów kapała mi woda. Nie pamiętałam już, po co wybiegłam na ulicę. Chłopak dawno już zniknął z pola widzenia. Krzyknął "Nie chcę cię znać" i uciekł. Chyba zniknął z mojego życia na zawsze. Dochodziły do mnie odgłosy z Magicznego Zakątka. Kawiarni, której jestem właścicielką. Chrzanić to! Chciało mi się płakać. Już nie tylko deszcz sprawiał, że na mojej twarzy widniały mokre ślady. Łzy spływały po moich policzkach zabierając ze sobą smutek. Cofałam się powoli aż natrafiłam na duży ozdobny kamień ogrodowy. Usiadłam na nim i oparłam ręce na kolanach a twarz ukryłam w dłoniach. Chłopak, w którym zakochałam się po raz pierwszy, powiedział, że mnie nie chce znać. Nie było mi szczególnie przykro z powodu tego, co zrobił. Chodziło mi o to co powiedział. Zostawiłam kawiarnie pod opieką Pauline, która wróciła już do zdrowia po wizycie w szpitalu. Wyglądała i czuła się świetnie. Biegłam ulicami Londynu aż dotarłam do domu. Syriusz musiał uciekać do Hiszpanii by odwieźć wszystkie tropy od mojej osoby. Mieszkałam sama w malutkim mieszkanku na jednej z głównych ulic miasta. Ta samotność była okropna. Zapukałam do drzwi mojej sąsiadki. Mugolka Alice Hoover, z pochodzenia amerykanka w moim wieku otworzyła drzwi i zaprosiła mnie na gorącą herbatę. Kto wie, może mugole też mają w sobie magię?  Moc uspakajania i pocieszania mają na pewno...

 ***
*dlaczego nogowej? Bo Syriusz nie wiedział jak to się poprawnie nazywa XD
Rozdzialk dedykuje Tomionce, Paulince, Belli i Poli, która tego nie czyta <3

poniedziałek, 1 lipca 2013

Rozdział III Z rodziną najlepiej na zdjęciu.

Wiele osób twierdzi, że koniec szkoły to smutna chwila. Ja gdy wysiadłam po raz ostatni z ekspresu Hogwart - Londyn, poczułam się wolna. Wolna w każdym tego słowa wrażeniu, zero ograniczeń, jakbym wypiła Felix Felicis. Nie potrafię teraz stwierdzić czy było to przyjemne czy też nie. Czułam wolność i to było ważne. Uściskałam się z Tomione i Pauline, po czym obiecałyśmy sobie, że spotkamy się jeszcze w te wakacje. Razem z moim kufrem, który był naszpikowany zaklęciami, ale to inna sprawa, udałam się do czarodziejskiego pubu i hotelu Dziurawego Kotła. Nie wynajęłam pokoju tylko usiadłam przy jednym ze stolików, zamówiłam piwo kremowe i samotnie próbowałam uczcić ukończenie edukacji. Bezskutecznie, bez planu na przyszłość, bez pracy i bez dachu nad głową próbowałam stać się dorosła. Dorosłość polega na odpowiedzialności! Tej cechy od zawsze we mnie brakowało, winię to brakiem ojca i szybką śmiercią matki, myślę jednak, że przyczyną jest moja lekkomyślność i charakterek. Siedząc przy najbardziej zakurzonym i najbrudniejszym stoliku zastanawiałam się co dalej... Podczas mojego pobytu w Dziurawym Kotle przewijały się tam różne postacie, czarodzieje, czarownice, elfy i gobiny oraz przerażający człowiek w czarnej pelerynie. Ten ostatni, dosiadł się do mnie. Wstałam pośpiesznie i przeprosiłam osobnika.
- Uciekasz! Dobre sobie, ta młodzież to się doprawdy bardzo zmieniła!- zaśmiał się chrapliwie, jakby nie używał swojego głosu od wielu dni. - Shadow, tak? - skinęłam głową i przysiadłam z powrotem. On na to ściągnął kaptur. Dopiero teraz ujrzałam jego długie czarne włosy i szare oczy.
- Wiesz kim jestem, lecz ja nie znam twojego imienia. - odrzekłam podejrzliwie i stanowczo zarazem. - Kim jesteś? - oznajmiłam jaśniej.
- Jestem Syri...- urwał, a w jego oczach dostrzegłam zmartwienie i cień tajemnicy. - Łapa, tylko Łapa.- po namyśle określił swoje dane. Ilekroć na niego patrzyłam on wpatrywał się we mnie jak w obrazek.
- O co panu, przepraszam, Łapo chodzi?- coraz bardziej zaniepokojona wpatrywałam się w mężczyznę. Czy szaleństwo w jego oczach nie było oczywistą oznaką, że ten człowiek jest wariatem? Chyba jednak nie. Bałam się tylko skąd on wiedział kim jestem!- Odpowiedz do cholery!
- Możemy iść w jakieś inne miejsce? Shadow...- zaczął a mnie ogarnęła panika, jednak wszystko wskazywało na to, że to pedofil!
- Niech mnie pan nie nazywa po imieniu i proszę się oddalić! Ja pana nie znam! Nie życzę sobie takiego towarzystwa. Proszę sobie iść.- przerażona krzyczałam jak najciszej potrafiłam. Moja reakcja nie zdziwiła go za bardzo. Przeciwnie, Łapa wydawał się na to przygotowany.
- Uspokój się dziecko. Gdzie jest Dorcas? - przełknął głośno ślinę jakby znał odpowiedź. No i ironiczny punkcik dla krukonów za szybkie kojarzenie faktów, cały czas mówił spokojnie, a ja głupia tego nie widziałam.
- Moja matka, Dorcas Meadows... Nie żyje! - fuknęłam na niego, ten dziwny człowiek bardzo mnie irytował, jednak gdy mu to powiedziałam jego źrenice zmniejszyły i zwiększyły się gwałtownie. Mężczyzna wydawał się co raz ciekawszy i... Aż wstyd przyznać... Ciągnęła mnie do niego dziwna, nie znana mi siła.
- Już wszystko rozumiem... Dlatego przyszłaś tu sama... Dor by cię odebrała...- szeptał do bardziej do siebie niż do mnie, jakby zapomniał, że istnieje. - Myślę, że powinnaś poznań prawdę Shadow, ale musimy stąd iść - odparł nie wyrażając cienia zainteresowania. Tym razem uległam. Teleportowałam nas pod nie znany adres Grimmauld Place 12. Kolejny raz w tym dniu magia działała swoje, wchodząc tam poczułam się jak we własnym domu, czułam te magię i czystko krwistość rodziny, która tu musiała mieszkać. Łapa zaprowadził mnie do wielkiego pomieszczenia na którego ścianach widniało drzewo genealogiczne rodziny Blacków. To musiał być zbieg okoliczności! Jednak i mózg i serce powiedziało mi już jak nazywa się ten człowiek... To był Syriusz Black, mój ojciec.
***
Uwaga! Celowa zmiana osoby!
Kolejny deszczowy dzień w Malfoy Manor nie zapowiadał się ciekawie. Tomione Leastrange, miała do wyboru leżenie na kanapie przed kominkiem lub zostanie na cały dzień w łóżku. Ze znudzeniem wybrała opcje numer trzy, wyślizgnięcie się ukradkiem z posiadłości i teleportację do najbliższego mugolskiego miasteczka. Urocze, stare i zadbane kamieniczki wprawiały Tomione w zachwyt. Malutka cukiernia na rogu założona przez starą mugolską rodzinę wytwarzała najpyszniejsze ciastka na ziemi a miejscowy park zachęcał do zatrzymania się w nim i wdychania czystego powietrza. Lucjusz i Narcyza Malfoy nienawidzili tego miejsca, uważali je za skażone mugolskością do tego stopnia, że trzeba je skreślić ze swojej mapy. Tomione miała zupełnie inne wyobrażenie o Long Way, jak nazywała się miejscowość. Ona twierdziła, że mimo iż populacja osób magicznych w tym miejscu jest równa zero to miejsce jest magią wręcz przepełnione. Romantyczne alejki, stara biblioteka i piękne sklepy wyglądające niczym butiki najznakomitszych projektantów dawały temu miejscu charakter. Tu też dziewczyna umówiła się z Pauline,  jedną ze swoich najlepszych przyjaciółek. Ta druga z pięknymi prostymi włosami i niemożliwie dużymi oczami nie dość, że była pół elfką to starała się by przyjęto ją do redakcji Żonglera. Tomione przyjęła to z dezaprobatą, lecz nie niszczyła marzeń Pauline. Ostatnio urocza dziewczyna bujała w obłokach, jej inteligentny błysk z oczu ustępował miejsca twórczym iskierkom. Nie wiadomo było czy Pauline wie co robi czy przedawkowała eliksir radości, ale rodzina zaczynała się o nią niepokoić. Dotychczas obowiązkowa i mądra dziewczyna stała się, niestety, drugą Luną Lovegood, której dawno wybaczono takie zachowanie. Tomione razem z Shadow, której w ostatniej chwili coś wypadło miały przemówić do rozumu Lunie numer dwa. Teraz samotna dziewczyna kroczyła dumnie po jednej z wyłożonych kamieniami dróżek. Gdy zjawiła się Pauline, Tomione myślała, że przestanie oddychać!
Dziewczyna zjawiła się nie jako rozmarzone dziewcze tylko jako zagorzały punk i ANOREKTYCZKA! Jej wychudzone ciało wlokło się po trawie a czarne ubrania, uwieszone na tym co z dziewczyny pozostało, wyglądało jakby Pauline obłożono za dużą ilością materiału. Świat stał się czarny, czy kolejny dementor przybył by zaatakować szczęśliwych mugoli? Pomyśleć, że kiedyś szczęśliwa dziewczyna zamieniła się w potwora!
- Tomione?! Czego chcesz? - teraz Tomione zrozumiała wszystko. Pauline była pod wpływem silnych narkotyków i, to było już pewne, była strasznie pijana. Jak to możliwe, że po zaledwie czternastu dniach dziewczyna stała się tym czym była teraz! - Zaprowadź mnie do Legolasa, urządzimy sobie huczny ślub w Vegas. Wszyscy będą w strojach pokemonów. - Pauline wybełkotała to z trudem, po czym zwymiotowała do najbliższego kosza na śmieci.
- Tak... Chodź! Idziemy po Legolasa oraz Shadow i lecimy do Vegas! - Tomione stękała podpierając te, która chciała brać ślub.
- Łiiii! Jedziemy do Vegas! - zawartość śniadanie dziewczyny wylądowała na jej własnych butach. Przyjaciółka zdecydowała, że trzeba jak najszybciej udać się do św. Munga. Znajome szarpnięcie w okolicach żołądka i znalazły się na izbie przyjęć. Pięć minut później pół elfkę operowano, okazało się bowiem, że narkotyki mogły uszkodzić organy wewnętrzne. Tomione informowała wielokrotnie rodziców operowanej o wypadku, lecz żaden z nich nie przybył do szpitala. Shadow dotarła na miejsce po 30 minutach od otrzymanej wiadomości. Nie matka chorej a przyjaciółki nie spały całą noc czuwając nad Pauline. To Tomione i Shadow, gdy przyjaciółkę wypuszczono ze szpitala, wybrały się z nią do pokoju pół elfki, gdzie uleczona przebrała się i położyła spać. Tak naprawdę, cytując Adama Mickiewicza, prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie, potwierdziło się też jednak, że z rodziną najlepiej na zdjęciu.
***
Kochana Paulinko! Po pierwsze, mam nadzieję, że nie jest ci przykro z powodu zrobienia z cb narkomanki (więcej tego cholerstwa nie tkniesz !!!). Po drugie, ten rozdział jest właśnie dla ciebie.
Kochana Kingo!
Jeśli to czytasz to wiedz, że te rozdział jest też dla ciebie, może i zachowałam się wobec ciebie trochę nie fair to cel był taki żebyś pomyślała o czymś innym, otworzyła się na ludzi!
Kochana Bello!
Ty to wiesz jak pocieszać <3 I tobie dedykuje ten rozdział, bo przyjaźń jest zakorzeniona w każdym z nas.
Kochana Tomione!
I dla ciebie moje pisadło. Bo jesteś przecudowną osóbką <3
I na koniec...
Kochana Emilko!
Twoje opowiadanie jest cudowne! Piszesz pięknie i masz talent! Dziewczyno wykorzystaj to <3
Ten rozdział jest też dla ciebie <3 Za dziwaczne burze mózgów w szkole.
Życzę wam czytelnicy wspaniałych wakacji, uśmiechu od ucha do ucha i żebyście wypoczęli od szkoły <3
PRZYPOMINAM CZYTASZ - KOMENTUJESZ!!! 
ZAPRASZAM DO OBSERWATORÓW BLOGA <3
Katniss