wtorek, 25 czerwca 2013

Rozdział II "Zawsze to nie tylko słowo"

Po powrocie do nauki czas mijał szybko, zima skończyła się, zaczynało być ciepło a pierwsze kwiaty już kwitły. Wiosna oznaczała nadejście koszmaru wszystkich uczniów siódmego roku Hogwartu, owutemy (Okropnie Wyczerpujące Testy Magiczne). Były to także ostatnie miesiące, a dokładnie miesiąc nauki. Ja Shadow Black byłam z tego powodu rozdarta -  jedna część mnie chciała odpocząć od szkoły, druga marzyła, aby w niej zostać. Ilekroć patrzyłam na zamek miała wrażenie, że to koniec. Czerwiec zbliżał się wielkimi krokami, nauczyciele wymagali coraz więcej ja uczyłam się pilnie, pomimo narzekań ze strony przyjaciółek i chłopaka. Co do tego drugiego to czułam do niego coraz mniej, właściwie nie wiedziałam czy go kocham... Zaczynałam się poważnie zastanawiać nad swoją przyszłością. Do domu nie miałan jak wrócić, bo go nie było. Natomiast zawsze marzyłam o podróżach, co wakacje jeździłam gdzieś z matką, ale nigdy nie była w Paryżu. Przyjaciele, to jedyne, co jej zostanie po skończeniu szkoły. Tomione, Pauline i Dora- moja skromna paczka, moje przyjaciółki na zawsze. Mówienie słów zawsze i najlepsze przychodzi nam z łatwością, one wyolbrzymiają fakty. Ile trwa "zawsze" całą szkołę, 40 lat czy może całe życie? Zawsze to tylko słowo, nic nie znaczy!
- Shadow, wszystko dobrze? - Tomione jak cała reszta, obchodziła się ze mną jak z jajkiem. Stopień mojej irytacji sięgnął za wysoko! Wstałam i wybiegłam z pomieszczenia. Gdzie mogę się ukryć?! Nie wiedziałam gdzie biegnę. Ja tylko kierowałam się przed siebie.
___________________________________________________________________


Ostatni tydzień szkoły, to już koniec, ostanie dni, godziny, minuty i sekundy szkoły. Zorganizowano bal pożegnalny, obowiązkowy. Zostały mi dwa dni do zerwania z Woodem, nie kochałam Olivera. To wspaniały facet, ale ja do niego nie pasuje. Przez ostatnie pół roku czułam tylko złość i nie nawieść! Zmieniałam się w ślizgonkę, nie byłam z tego dumna, ale zmieniałam też moich przyjaciół. Tomione, zwykle miła, wesoła zwariowana osóbka była teraz wredna. Tonks, zdawała się męczyć moją obecnością, więc ułatwiłam jej życie, zerwałam z nią przyjaźń. Durnota, zaczęła spotykać się z tymi debilami z Gryffindoru. Postanowiłam wyluzować, ogarnąć to, co dzieje się wokół mnie. Byłam z przyjaciółkami w dormitorium, więc co mogło pójść źle?
- To, co dziewczyny, koniec roku, mamy bal. Z kim idziecie?- powiedziałam tak radośnie, że dziewczyny wpatrywały się we mnie ze zdziwieniem. Wyszczerzyłam zęby w uśmiechu i wzięłam czekoladową żabę ze stosu leżącego na łóżku Tomione.
- Ja planuję iść z Diggorym. - Pauline podchwyciła temat.- Czyżby nasza stara Shadow powróciła?
- Ja myślę, że powróciła i mam nadzieję, że na dobre. - Tomione, także zdumiona gapiła się we mnie badawczo.- Ja idę z Davisem, strasznie długo błagał to się zgodziłam- to była cała Tomione, w całej swojej okazałości.
- Ja pójdę z Woodem.- westchnęłam ciężko i ziewnęłam - Muszę z nim zerwać. Nie kocham go. - Przyjaciółki gapiły się na mnie oniemiałe. Zaskoczyłam je po raz drugi dzisiejszego dnia.
- Jakie lekcje mamy jutro? - zmieniła temat Pauline- Nie wierzę, że to koniec. Najgorsze jest to, że się pożegnamy dziewczyny. Wyjeżdżam, na nie wiem jak długo, do USA. Nie mogę zostać, u mugoli jestem nie pełnoletnia.- dziewczyna wybuchnęła płaczem. Natychmiast ją przytuliłyśmy, sama nie mogłam w to uwierzyć! Płakałam razem z Pauline i Tomione, która też zdążyła zacząć. Czy nasza przyjaźń na zawsze skończy się wraz ze szkołą?
____________________________________________________________________

Czas się spakować, za dwa dni powrót do domu. Jeszcze bal, ostatnia kolacja w Wielkiej Sali i to koniec. Postanowiłam, że zrobię to bez magii, jak za pierwszym razem. Szło mi to mozolnie, lecz z każdym złożonym i spakowanym ubraniem czułam się z siebie bardziej dumna. Przygotowałam sobie szaty na te ostanie dni i zostawiłam tylko najpotrzebniejsze artykuły. Gdy do pokoju dotarły dziewczyny, przebrałyśmy się w sukienki. Ja w białą, Tomione w czarną a Pauline w zieloną. Uczesałyśmy się, umalowałyśmy i szłyśmy na ostatnią zabawę z przyjaciółmi z Hogwartu. W powietrzu było pełno magii, jakby każdemu dodano do śniadania eliksiru rozweselającego. Chłopcy wyglądali elegancko czekając na swoje damy a dziewczyny ubrane w przepiękne sukienki, promieniały szczęściem. Ze ścian leciała mugolska muzyka a wiele par tańczyło na parkiecie.
- Czy przepiękna pani zechce ze mną zatańczyć? - ten sam Oliver Wood, z którym zerwałam dwa dni temu prosił mnie do tańca.
- Oczywiście.- jak na damę przystało odtańczyłam z nim dwa kawałki i podziękowałam za mile spędzony czas. Potem tańczyłam z wieloma, wypiłam za dużo, lecz w mojej pamięci pozostanie tylko tamten taniec. Najlepszy, na zawsze zapamiętany taniec. Teraz wiem, że "zawsze" to nie słowo. "Zawsze" to obietnica.
**************
Nie wiem dlaczego, ale wyszło krótko.
Dzisiaj zadedykuje krócej. Dla tych, którzy kochają i dla umiejących być przyjacielem.
Wiem, że akcja dzieje się trochę za szybko, lecz to nie jest ważny moment. Moje plany wybiegają daleko poza Hogwart.
Katniss 

czwartek, 20 czerwca 2013

Rozdział I "Czuję się samotna mimo tłumów"

UWAGA! ROZDZIAŁ NIE JEST ZABETOWANY!!!
Po dziwnym wypadku z profesorem Lupinem wszystko toczyło się wolniej. Hogwart, szkoła tak ogromna opustoszała. Jutrzejsze święta Bożego Narodzenia w większości uczniowie spędzali w domu. Ja miałam taki zamiar, ale wydarzenia ostatnich dni zmusiły mnie do innych działań. Tonks i ciocia Andromeda proponowały mi nocleg na święta, lecz odmówiłam. Nie chciałam psuć im nastrojów moim monotonnym humorem, byłam zbyt smutna i przejęta śmiercią mamy na takie rodzinne uroczystości. W zamku nie było prawie nikogo, mogłam policzyć wszystkie osoby pozostałe w Hogwarcie. Nie licząc ośmiu nauczycieli byli to: młody Harry Potter z okularami i blizną na czole, rudy Ron Weasley, Hermiona Granger z burzą włosów, Derek, któremu udzielam korków z eliksirów, ja i Oliver Wood, mój chłopak. Ten ostatni przyjechał tu tylko i wyłącznie dla mnie, Dora zrobiła identycznie, lecz wróciła na dwa dni do domu tylko na jutro. Siedziałam aktualnie z Woodem w pokoju wspólnym Ravenclawu gdzie, ogień zapalony w kominku ogrzał przyjemnie komnatę. Czytałam mugolską książkę pt "Niezgodna", zamknęłam powieść z trzaskiem. Była to świetna opowieść, lecz mama dała mi go nie dawno i tęsknota, która rosła coraz bardziej z, każdym czytanym słowem.
- Co robisz? - odłożyłam na stolik Niezgodną i patrzyłam na mojego chłopaka.
- Shadow, skarbie... Gdybam nad wynikami meczów i ustawiam tabelę wyników. - westchnął znudzony i wrócił do zajęcia. - A ty?- rzucił jeszcze znad papierów.
- Zastanawiam się, Oliverze nad pewnym faktem. - szeptałam cicho.- Miałam taki pomysł, może pójdziemy do Hogsmead. Są święta, Dumbek na pewno pozwoli.- spojrzałam Woodowi w oczy a on uśmiechnął się, pocałował w usta i pociągnął ku wyjściowi. Wlokąc się korytarzami, doszliśmy do gabinetu dyrektora. Hasło było dla nas niewiadomą, wiedziałam tylko, że Albus Dumbledore lubi słodycze i zaryzykowałam mówiąc moje ulubione cukierki, miętówki. Ku mojemu zdziwieniu himera przepuściła nas i pnąc się po maleńkich schodkach doszliśmy do wielkiego pokoju z dziwnymi instrumentami na ścianach. Znajdowało się w nim wiele portretów, z których połowa spała a druga rozmawiała. Sam dyrektor siedział z zamkniętymi oczami za biurkiem na swoim obszernym krześle i nic nie mówił.
- Eee, panie dyrektorze? Proszę pana?- zaczęłam łamiącym się głosem.- Proszę pana mamy prośbę- dodałam już pewniej.
- Niech pani mówi panno Black.- dyrektor miał silny, spokojny i mocny głos.
- Chcielibyśmy się wybrać na zakupy świąteczne do Hogsmead. - zapytałam go najpewniejszym głosem na jaki mnie było stać. Dyro uśmiechnął się.
- Oczywiście, że możecie iść. Mam tylko prośbę, jak tylko wróci panna Tonks przyjdźcie z nią do mojego gabinetu.- o mało nie pisnęłam z radości! Podziękowaliśmy i wycofaliśmy się z sali.
Pognałam szybkim truchtem do dormitorium, ubrałam moje emu i założyłam płaszcz. Gdy spotkałam się z Woodem oboje byliśmy gotowi do drogi. Szliśmy w zaspach śniegu a on ponownie zaczął sypać. Przemokłam i nie było na mnie żadnej suchej nitki, lecz ciepła temperatura pubu 3 mioteł podziałała na mnie jak balsam. Zdjęłam płaszcz i położyłam go blisko ognia. Oliver zamówił dwa piwa kremowe i w ciszy konsumowaliśmy napoje. Po wypiciu poszliśmy do Miodowego Królestwa i kupiłam prezenty dla dalszych znajomych. Potem, już sama bo mój chłopak poszedł do sklepu ze sprzętem do Quiddicha kupiłam ubrania, kosmetyki i biżuterię dla moich przyjaciółek: Tomione, Tonks i Pauline. Zaczynało się ściemniać kiedy wyszłam z ostatniego sklepu obładowana zakupami. W Hogwarcie byliśmy dopiero przed ósmą wieczorem. Wysłałam szkolnymi sowami prezenty i poszłam spać.
__________________________________________________________________________
 Rano obudziło mnie skrzeczenie sowy. Okazało się, że Ilee (sowa mojej mamy) postanowiła wykonać ostatnie zadanie. Odwiązałam od sówki dużą paczkę i położyłam na ogromnym stosie. Były w nim prezenty od znajomych, przyjaciół, cichych wielbicieli, których miałam pełno i od tych, którzy myśleli, że zaprzyjaźnię się z nimi jak wyślą mi prezent. Byłam bardzo lubiana i czasem to uwielbiałam a czasem tego nienawidziłam. Moja uroda, nie odziedziczona po żadnym z rodziców i to, że chłopcy lepili się do mnie jak rzepy (to zasługa taty podobno) pomagały tylko mojej popularności. Odpakowałam tylko prezent od Olivera, którym był prześliczny naszyjnik z literkami SO (Shadow i Oliver) wykonany ze złota, prezent od Tomione, była to biała sukienka z koronki, podarunek od Pauline, zapas na rok słodyczy z Miodowego Królestwa i prezent od Tonks i cioci zarazem, domowe ciastka i książka "Igrzyska Śmierci". Dwa pierwsze prezenty założyłam natychmiast i zeszłam do pokoju wspólnego. Niestety Wood był gryfonem i spotkaliśmy się dopiero przy wejściu do wielkiej sali.
- Pięknie wyglądasz skarbie. - uśmiechnął się i podał mi rękę. W Wielkiej Sali stał tylko jeden stół. Wszyscy siedzieli przy jednym stole. Do oczu napłynęły mi łzy, to pierwsze święta jakie spędzam bez mamy. Oliver pociągnął mnie na bok i przytulił.
- Shadow, ja jestem przy tobie. Kochanie, zjemy szybko i sobie idziemy okej? - przełknęłam ślinę, kiwnęłam  głową i podeszłam do stołu. Wzięłam pudding i jadłam go powoli. Do sali wchodzili kolejno Harry, Ron, Hermiona i nauczycielka wróżbiarstwa. Do jakiejś godzinie wstałam, szepnęłam Oliverowi, żeby mnie nie szukał bo pójdę spać. Ułożyłam się na jednej z kanap w pokoju wspólnym przy kominku i przykryłam się kocem. Dalej nie pamiętałam bo obudziłam się rano. Kolejne dni były identyczne, chodziłam tylko na posiłki i robiłam prace domowe z Oliverem. Ani się obejrzałam a wrócili moi znajomi i był to ostatni wolny wieczór.
- Tomione! Pauline! Cześć!- zaczęło się opowiadanie o świętach, prezentach i rodzinie.
- Dziewczyny, muszę wam coś powiedzieć.- poszłyśmy do dormitorium i zaczęłam opowiadać co mnie dręczy. Tomione usnęła, lecz nie winiłam jej za to. Przebyła bardzo długą podróż.
- Pauline, idź już spać kochana. - uśmiechnęła się, podeszła do mnie i mnie przytuliła.
- Trzymaj się Shadow. Dobranoc.- położyła się do łóżka i nastawiła magiczny budzik.
Biały księżyc świecił jasno a ja oddałam się w ręce snu...
______________________________________________________________
Rozdział dedykuje Paulinie, Tomione, Kindze (Belli), Kindze (Czapli) i moim bliskim dzięki, którym nie czuję   jak Shadow po stracie matki. Katniss

niedziela, 9 czerwca 2013

Prolog. Życie to tylko forma przejściowa pomiędzy narodzinami a śmiercią.

Słoneczny dzień i mroźna pogoda wypędziły dzieci na ulicę. Nie było takiego, co siedziałoby w domu. Jakież to było irytujące! 
- Shadow, skarbie idę do sklepu. Pomogłabyś mi dziecko, a nie tylko leniuchujesz... Niestety to jedna z cech, które odziedziczyłaś po ojcu... - mówiła do mnie Dorcas - kobieta o długich, prostych włosach i dobrotliwej twarzy. Ja jednak nie raczyłam nawet otworzyć drzwi. Zastanawiałam się, po co przypomina mi o ojcu, którego nienawidzę, który zabił własnych przyjaciół, który zostawił mamę oraz mnie... Byłam ciekawa, jak ta kobieta mogła w ogóle wspominać o kimś takim! Wstałam z białego fotela, na którym siedziałam do tej pory. Z moich kolan upadł album, z którego wysypały się moje zdjęcia przedstawiające wszystkie lata w Hogwarcie. Hogwart nie jest normalną szkołą, tak samo jak my nie jesteśmy normalna rodziną, jesteśmy czarodziejami. Mugole, to znaczy niemagiczni ludzie, od wieków uważali, że jesteśmy jakimiś dziwakami z długą brodą, w niezwykłym kapeluszu i szacie rodem ze Średniowiecza. Nic z tych rzeczy! Jestem tego żywym przykładem! Nie mam brody ani nawet długiego nosa z wielkim pryszczem na czubku. Zostałam za to wyposażona przez naturę w długie blond włosy, fioletowe oczy i wzrost 169 cm. Ubieram się w normalne ubrania, jak większość czarodziei żyjących w ukryciu. Tylko członkowie starych magicznych rodów, profesorowie i urzędnicy w Ministerstwie noszą prawdziwe szaty. Każde ferie spędzałam w domu. Teraz nie było inaczej. Cały Londyn obsypany był mnóstwem śniegu lekkiego jak puch. Ludzie musieli przedzierać się przez śnieżne zaspy, by zdążyć na czas do pracy. Pozbierałam zdjęcia. Na każdym z nich byłam z moimi znajomymi. Na pierwszym, jeszcze jako mała dziewczynka, stałam obok dwóch moich przyjaciół, Nimfadory Tonks i Kyle'a Malfoya i uśmiechałam się radośnie. Na samo ich wspomnienie wyszczerzyłam szeroko zęby. Byliśmy do ciebie tacy podobni, a jednak inni. I Tonks (która wolałaby tak na nią mówiono) i Kyle są metamorfomagami. Tonks, zawsze pozytywnie nastawiona do życia we włosach różowych, jak guma balonowa i Kyle, zagorzały Ślizgon we włosach zielonych jak wiosenna trawa. Nagle zrobiło się ciemno i znowu zaczął sypać śnieg. Zaniepokojona zeszłam do kuchni. W przedpokoju zmieniłam buty i założyłam kurtkę. Szłam śladami mamy, do sklepu spożywczego. Przestąpiłam drzwi budynku i już wiedziałam, że coś jest nie tak. Ciche szepty, przerażone głosy i karetka, wcale mi nie pomagały. Radiowóz policyjny stał tuż przy wejściu. 
- Mamo! - nic więcej nie zdołałam wykrztusić. Byłam w szoku, gdy zobaczyłam mamę leżącą na noszach, z nożem wbitym prosto w serce. W tym stopniu wykrwawienie byłam bezradna, nawet magia i specjalistyczne zaklęcia medyczne nie zdołałyby jej pomóc.
- Shadow, skarbie... - wydusiła ostatkiem sił - Kochanie... Syriusz... On ci pomoże... Znajdź go... Pamiętaj, że cię kocham, słonko...
- Mamo! Też cię kocham! Nie odchodź! Proszę! Nie zostawiaj mnie! - krzyczałam, a łzy ciekły po moich policzkach zostawiając po sobie wilgotne ślady. Mama po raz ostatni uśmiechnęła się, po czym zamknęła oczy i umarła... Odeszła... Zostawiła mnie samą... 

**************************

- Jesteś pewna, że chcesz stąd wyjechać? To ładna okolica. Ja nie bronię! Mieszkaj u mnie kuzyneczko! No wiesz... - Tonks próbowała zmienić decyzję dotyczącą mojego wyjazdu, jednak na próżno. Zdecydowałam.
- Wyjeżdżam, Tonks... Muszę... Po skończeniu Hogwartu zamieszkam z Oliverem... Będzie dobrze. - sama chyba, jednak nie wierzyłam w słowa, które płynęły z moich ust. Mój głos nadal był pusty i mało przekonujący.
Przyjaciółka nic nie powiedziała, tylko podeszła i mnie przytuliła.
- Mam złą wiadomość Shadows. - powiedziała po chwili, po czym podała mi gazetę.
''Syriusz Black zbiegł z Azkabanu!!!'' - głosił nagłówek na okładce. Usiadłam na starym fotelu, oddychając cieżko i nie mogąc złapać tchu. Moje serce biło jak szalone. ''On spróbuje mnie znaleźć, wiem to.'' - pomyślałam. Po zawieszeniu szyldu z napisem "Dom na sprzedaż" aportowałyśmy się do Hogsmead i wsiadłyśmy do powozów, które zawiozły nas do zamku. Wpadłam na profesora Lupina. Nieco zawstydzona zaczęłam podnosić papiery, które przeze mnie wypadły mu z rąk.
- Panno Black, jest pani zupełnie jak pani ojciec. - zaśmiał się cicho i udał się do swojego gabinetu.
Nie wiedziałam dlaczego tak powiedział. Jednak życie nauczyło mnie, że dorośli czasem plotą różne dziwne rzeczy, których nie pojmie nikt oprócz nich samych...
*****************************

KONIEC PROLOGU. Dziękuje najpiękniej jak się tylko da Kindze za sprawdzenie rozdziału. Właśnie jej go dedykuję <3 CZYTASZ KOMENTUJESZ <3
Katniss