niedziela, 14 lipca 2013

Rozdział IV Wloty i Upadki

Słowo wstępu...
W rozdziale III napisałam połowę jako Shadow a połowę ze strony kogoś innego, teraz takie zmiany będą występować w rozdziałach częściej. 
***
Syriusz, choć byłam dorosła próbował się mną opiekować. Jak zakładałam od początku, z marnym skutkiem, gdy próbował zrobić kanapkę, mugolskim sposobem, pół bochenka chleba lądowało w koszu, z herbatą szło mu lepiej, rozlewał sporą część napoju, lecz zawsze zostawało coś w kubku. Po kilko dniowych namowach z mojej strony zgodził się abym to ja przygotowywała posiłki. W zamian miałam go nauczyć kilku najprostszych przepisów kucharskich. Z dnia na dzień przekładałam mój wyjazd, ostatecznie zawiesiłam decyzję na czas nieokreślony. Chciałam nadrobić to wszystkie lata spędzone bez ojca, lecz wakacje kończyły się a przed ich końcem musiałam mieć pracę! Pieniędzy nam nie brakowało, jednak mimo wszystko musiałam mieć jakieś źródło zarobków. Tamtego dnia siedziałam w salonie na zjedzonej przez mole kanapie. Trudno było się przebić przez stosy zdjęć, listów i innych pamiątek.
- To tutaj zrobił James Potter. Było to na mugolskich mistrzostwach świata w w piłce nogowej*! Lily próbowała nam wmówić, że to tak samo dobre jak Quiddich. - zaśmiałam się w duchu i słuchałam dalej Syriusza jego oczy były skierowane a to na mnie a to na zdjęcie o którym opowiadał. - Shadow, grasz może w Quiddicha?
- Szczerze?- wzięłam głęboki wdech - Uważam, że jest to strasznie nudna gra czarodziejska. Razem z moją przyjaciółką Tomione prowadzimy anty fan club tej zabawy. -Syriusz udał, że togo nie słyszy i co rusz podnosił jakiś nowy list lub zdjęcie. Ja też wzięłam jeden do ręki. Myślałam, że to list od Remusa lub Potterów. Myliłam się bardzo...
Najdroższy Syriuszu!
Kornwalia przywitała nas bardzo deszczowo, lecz po kilku godzinach przestało padać i zaświeciło słońce. Ostatnie dni są tu upalne. Zżera mnie tęsknota to Tobą! Tak naprawdę to ani chwilę nie siedzę w miejscu. Nawet teraz Lily i Mary zabrały malutką Shadow na spacer.
Nasza kochana córeczka stawia już swoje pierwsze kroki! Szkoda, że Cię tu z nami nie ma. To taki piękny widok gdy nasze dziecko stawia niezdarnie swoje nóżki na pisaku zostawiając po sobie tylko ślady niewielkich stópek. Widzę, że Lily zazdrości nam (Tobie i mi oraz Mary i Davidowi) takich wspaniałych małych skarbów. Najmłodszy z Woodów jednak nie przyjechał, ma na imię Oliver i wiesz, co? BĘDZIE CHODZIĆ Z SHADOW DO HOGWARTU!!! Mała już wykazuje zdolności czarodziejskie. Naprawdę chcę już koniec tego urlopu by móc przebywać znów przy Tobie. 
Pozdrów Lunatyka i Rogacza! 
Zawsze Twoja, 
Dorcas Black
Zaniemówiłam. Łzy kapały po moich policzkach a ja nie miałam siły nawet zetrzeć ich ręką. Myślałam, że Łapa nie ośmieli się mnie dotknąć, lecz zrobił to. Objął mnie. Nie wiem, dlaczego nie odrzuciłam jego ramienia. Chyba moje myśli krążyły tak intensywnie wokół tego listu, że cały otaczający mnie świat nie istniał. Moja matka, twardo stąpająca po Ziemi, samotnie mnie wychowująca, realistka - napisała taki list?!?
Pociągnęłam nosem i zebrałam się w sobie.
- Jak skończyła ta kobieta. Mary?- wskazałam na kawałek tekstu.
- Odłączyła się od nas zaraz po śmierci Potterów. Bardzo to przeżyła i  po prostu zerwała z przeszłością, bo to było najłatwiejsze. Mary Wood prowadzi księgarnie przy ulicy Pokątnej. Esy i Floresy kojarzysz może? To firma jej dziadków.
 Pod pretekstem zrobienia zakupów udałam się, po przez Dziurawy Kocioł, do księgarni. Buszowałam pośród szafek i półek w poszukiwaniu coraz to ciekawszych książek. Później poprosiłam sprzedawcę, aby zawołał szefową. Mężczyzna zrobił zdumioną minę i zawołał Mary. Z gabinetu wyszła szczupła, nie wysoka, blondynka, wyglądająca na około trzydzieści pięć lat. Podeszła do mnie. Wyglądała na znudzoną.
- Możesz sobie stąd iść Dorcas! Nie potrzebuje wykładów na temat przyjaźni.- wysyczała zajadle i odwróciła się napięcie.
- Niech pani pozdrowi Olivera od jego byłej dziewczyny! - Mary odwróciła się, ale mnie już tam nie było...
***
 Kolejny deszczowy, październikowy dzień zapowiadał się nadzwyczaj ekscytująco. Wśród czarodziejskiej części anielskiej społeczności panowało poruszenie. Dzisiaj odbyło się otwarcie Magicznego Zakątka, kawiarni, która podawała słodycze sprowadzane z Miodowego Królestwa, domowe ciasta i najlepsze, ulepszone magią, kawy i herbaty. Nie cieszył się jedynie on. Oliver Wood. Chłopak był podekscytowany. Dzień wcześniej otrzymał krótki liścik od jego eks dziewczyny informujący o otwarciu kawiarni i zapytanie czy zechciałby się z nią spotkać. Przekraczając drzwi Magicznego Zakątka zauważył tylko jedną rzecz. Mianowicie to, że osoba, z którą miał się spotkać bezczelnie flirtowała z, dla Olivera niestety, przystojnym facetem! Wood zwiał jak tchórz. Shadow zobaczyła go jeszcze w drzwiach i wybiegła, aby z nim porozmawiać. Chłopak nie zatrzymywał się ani nie spojrzał w tył. Nie chciał jej znać. Krzyknął to i zniknął za zakrętem. 
***
Krople deszczu padały na moją nieosłoniętą niczym skórę ramion. Jednak nie przyspieszyłam kroku, nie wykonywałam też żadnej czynności szybciej. Szłam powoli, z przyjemnością oddając się odświeżającej bryzie. Czarna sukienka, w którą byłam ubrana przemokła zupełnie, z włosów kapała mi woda. Nie pamiętałam już, po co wybiegłam na ulicę. Chłopak dawno już zniknął z pola widzenia. Krzyknął "Nie chcę cię znać" i uciekł. Chyba zniknął z mojego życia na zawsze. Dochodziły do mnie odgłosy z Magicznego Zakątka. Kawiarni, której jestem właścicielką. Chrzanić to! Chciało mi się płakać. Już nie tylko deszcz sprawiał, że na mojej twarzy widniały mokre ślady. Łzy spływały po moich policzkach zabierając ze sobą smutek. Cofałam się powoli aż natrafiłam na duży ozdobny kamień ogrodowy. Usiadłam na nim i oparłam ręce na kolanach a twarz ukryłam w dłoniach. Chłopak, w którym zakochałam się po raz pierwszy, powiedział, że mnie nie chce znać. Nie było mi szczególnie przykro z powodu tego, co zrobił. Chodziło mi o to co powiedział. Zostawiłam kawiarnie pod opieką Pauline, która wróciła już do zdrowia po wizycie w szpitalu. Wyglądała i czuła się świetnie. Biegłam ulicami Londynu aż dotarłam do domu. Syriusz musiał uciekać do Hiszpanii by odwieźć wszystkie tropy od mojej osoby. Mieszkałam sama w malutkim mieszkanku na jednej z głównych ulic miasta. Ta samotność była okropna. Zapukałam do drzwi mojej sąsiadki. Mugolka Alice Hoover, z pochodzenia amerykanka w moim wieku otworzyła drzwi i zaprosiła mnie na gorącą herbatę. Kto wie, może mugole też mają w sobie magię?  Moc uspakajania i pocieszania mają na pewno...

 ***
*dlaczego nogowej? Bo Syriusz nie wiedział jak to się poprawnie nazywa XD
Rozdzialk dedykuje Tomionce, Paulince, Belli i Poli, która tego nie czyta <3

poniedziałek, 1 lipca 2013

Rozdział III Z rodziną najlepiej na zdjęciu.

Wiele osób twierdzi, że koniec szkoły to smutna chwila. Ja gdy wysiadłam po raz ostatni z ekspresu Hogwart - Londyn, poczułam się wolna. Wolna w każdym tego słowa wrażeniu, zero ograniczeń, jakbym wypiła Felix Felicis. Nie potrafię teraz stwierdzić czy było to przyjemne czy też nie. Czułam wolność i to było ważne. Uściskałam się z Tomione i Pauline, po czym obiecałyśmy sobie, że spotkamy się jeszcze w te wakacje. Razem z moim kufrem, który był naszpikowany zaklęciami, ale to inna sprawa, udałam się do czarodziejskiego pubu i hotelu Dziurawego Kotła. Nie wynajęłam pokoju tylko usiadłam przy jednym ze stolików, zamówiłam piwo kremowe i samotnie próbowałam uczcić ukończenie edukacji. Bezskutecznie, bez planu na przyszłość, bez pracy i bez dachu nad głową próbowałam stać się dorosła. Dorosłość polega na odpowiedzialności! Tej cechy od zawsze we mnie brakowało, winię to brakiem ojca i szybką śmiercią matki, myślę jednak, że przyczyną jest moja lekkomyślność i charakterek. Siedząc przy najbardziej zakurzonym i najbrudniejszym stoliku zastanawiałam się co dalej... Podczas mojego pobytu w Dziurawym Kotle przewijały się tam różne postacie, czarodzieje, czarownice, elfy i gobiny oraz przerażający człowiek w czarnej pelerynie. Ten ostatni, dosiadł się do mnie. Wstałam pośpiesznie i przeprosiłam osobnika.
- Uciekasz! Dobre sobie, ta młodzież to się doprawdy bardzo zmieniła!- zaśmiał się chrapliwie, jakby nie używał swojego głosu od wielu dni. - Shadow, tak? - skinęłam głową i przysiadłam z powrotem. On na to ściągnął kaptur. Dopiero teraz ujrzałam jego długie czarne włosy i szare oczy.
- Wiesz kim jestem, lecz ja nie znam twojego imienia. - odrzekłam podejrzliwie i stanowczo zarazem. - Kim jesteś? - oznajmiłam jaśniej.
- Jestem Syri...- urwał, a w jego oczach dostrzegłam zmartwienie i cień tajemnicy. - Łapa, tylko Łapa.- po namyśle określił swoje dane. Ilekroć na niego patrzyłam on wpatrywał się we mnie jak w obrazek.
- O co panu, przepraszam, Łapo chodzi?- coraz bardziej zaniepokojona wpatrywałam się w mężczyznę. Czy szaleństwo w jego oczach nie było oczywistą oznaką, że ten człowiek jest wariatem? Chyba jednak nie. Bałam się tylko skąd on wiedział kim jestem!- Odpowiedz do cholery!
- Możemy iść w jakieś inne miejsce? Shadow...- zaczął a mnie ogarnęła panika, jednak wszystko wskazywało na to, że to pedofil!
- Niech mnie pan nie nazywa po imieniu i proszę się oddalić! Ja pana nie znam! Nie życzę sobie takiego towarzystwa. Proszę sobie iść.- przerażona krzyczałam jak najciszej potrafiłam. Moja reakcja nie zdziwiła go za bardzo. Przeciwnie, Łapa wydawał się na to przygotowany.
- Uspokój się dziecko. Gdzie jest Dorcas? - przełknął głośno ślinę jakby znał odpowiedź. No i ironiczny punkcik dla krukonów za szybkie kojarzenie faktów, cały czas mówił spokojnie, a ja głupia tego nie widziałam.
- Moja matka, Dorcas Meadows... Nie żyje! - fuknęłam na niego, ten dziwny człowiek bardzo mnie irytował, jednak gdy mu to powiedziałam jego źrenice zmniejszyły i zwiększyły się gwałtownie. Mężczyzna wydawał się co raz ciekawszy i... Aż wstyd przyznać... Ciągnęła mnie do niego dziwna, nie znana mi siła.
- Już wszystko rozumiem... Dlatego przyszłaś tu sama... Dor by cię odebrała...- szeptał do bardziej do siebie niż do mnie, jakby zapomniał, że istnieje. - Myślę, że powinnaś poznań prawdę Shadow, ale musimy stąd iść - odparł nie wyrażając cienia zainteresowania. Tym razem uległam. Teleportowałam nas pod nie znany adres Grimmauld Place 12. Kolejny raz w tym dniu magia działała swoje, wchodząc tam poczułam się jak we własnym domu, czułam te magię i czystko krwistość rodziny, która tu musiała mieszkać. Łapa zaprowadził mnie do wielkiego pomieszczenia na którego ścianach widniało drzewo genealogiczne rodziny Blacków. To musiał być zbieg okoliczności! Jednak i mózg i serce powiedziało mi już jak nazywa się ten człowiek... To był Syriusz Black, mój ojciec.
***
Uwaga! Celowa zmiana osoby!
Kolejny deszczowy dzień w Malfoy Manor nie zapowiadał się ciekawie. Tomione Leastrange, miała do wyboru leżenie na kanapie przed kominkiem lub zostanie na cały dzień w łóżku. Ze znudzeniem wybrała opcje numer trzy, wyślizgnięcie się ukradkiem z posiadłości i teleportację do najbliższego mugolskiego miasteczka. Urocze, stare i zadbane kamieniczki wprawiały Tomione w zachwyt. Malutka cukiernia na rogu założona przez starą mugolską rodzinę wytwarzała najpyszniejsze ciastka na ziemi a miejscowy park zachęcał do zatrzymania się w nim i wdychania czystego powietrza. Lucjusz i Narcyza Malfoy nienawidzili tego miejsca, uważali je za skażone mugolskością do tego stopnia, że trzeba je skreślić ze swojej mapy. Tomione miała zupełnie inne wyobrażenie o Long Way, jak nazywała się miejscowość. Ona twierdziła, że mimo iż populacja osób magicznych w tym miejscu jest równa zero to miejsce jest magią wręcz przepełnione. Romantyczne alejki, stara biblioteka i piękne sklepy wyglądające niczym butiki najznakomitszych projektantów dawały temu miejscu charakter. Tu też dziewczyna umówiła się z Pauline,  jedną ze swoich najlepszych przyjaciółek. Ta druga z pięknymi prostymi włosami i niemożliwie dużymi oczami nie dość, że była pół elfką to starała się by przyjęto ją do redakcji Żonglera. Tomione przyjęła to z dezaprobatą, lecz nie niszczyła marzeń Pauline. Ostatnio urocza dziewczyna bujała w obłokach, jej inteligentny błysk z oczu ustępował miejsca twórczym iskierkom. Nie wiadomo było czy Pauline wie co robi czy przedawkowała eliksir radości, ale rodzina zaczynała się o nią niepokoić. Dotychczas obowiązkowa i mądra dziewczyna stała się, niestety, drugą Luną Lovegood, której dawno wybaczono takie zachowanie. Tomione razem z Shadow, której w ostatniej chwili coś wypadło miały przemówić do rozumu Lunie numer dwa. Teraz samotna dziewczyna kroczyła dumnie po jednej z wyłożonych kamieniami dróżek. Gdy zjawiła się Pauline, Tomione myślała, że przestanie oddychać!
Dziewczyna zjawiła się nie jako rozmarzone dziewcze tylko jako zagorzały punk i ANOREKTYCZKA! Jej wychudzone ciało wlokło się po trawie a czarne ubrania, uwieszone na tym co z dziewczyny pozostało, wyglądało jakby Pauline obłożono za dużą ilością materiału. Świat stał się czarny, czy kolejny dementor przybył by zaatakować szczęśliwych mugoli? Pomyśleć, że kiedyś szczęśliwa dziewczyna zamieniła się w potwora!
- Tomione?! Czego chcesz? - teraz Tomione zrozumiała wszystko. Pauline była pod wpływem silnych narkotyków i, to było już pewne, była strasznie pijana. Jak to możliwe, że po zaledwie czternastu dniach dziewczyna stała się tym czym była teraz! - Zaprowadź mnie do Legolasa, urządzimy sobie huczny ślub w Vegas. Wszyscy będą w strojach pokemonów. - Pauline wybełkotała to z trudem, po czym zwymiotowała do najbliższego kosza na śmieci.
- Tak... Chodź! Idziemy po Legolasa oraz Shadow i lecimy do Vegas! - Tomione stękała podpierając te, która chciała brać ślub.
- Łiiii! Jedziemy do Vegas! - zawartość śniadanie dziewczyny wylądowała na jej własnych butach. Przyjaciółka zdecydowała, że trzeba jak najszybciej udać się do św. Munga. Znajome szarpnięcie w okolicach żołądka i znalazły się na izbie przyjęć. Pięć minut później pół elfkę operowano, okazało się bowiem, że narkotyki mogły uszkodzić organy wewnętrzne. Tomione informowała wielokrotnie rodziców operowanej o wypadku, lecz żaden z nich nie przybył do szpitala. Shadow dotarła na miejsce po 30 minutach od otrzymanej wiadomości. Nie matka chorej a przyjaciółki nie spały całą noc czuwając nad Pauline. To Tomione i Shadow, gdy przyjaciółkę wypuszczono ze szpitala, wybrały się z nią do pokoju pół elfki, gdzie uleczona przebrała się i położyła spać. Tak naprawdę, cytując Adama Mickiewicza, prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie, potwierdziło się też jednak, że z rodziną najlepiej na zdjęciu.
***
Kochana Paulinko! Po pierwsze, mam nadzieję, że nie jest ci przykro z powodu zrobienia z cb narkomanki (więcej tego cholerstwa nie tkniesz !!!). Po drugie, ten rozdział jest właśnie dla ciebie.
Kochana Kingo!
Jeśli to czytasz to wiedz, że te rozdział jest też dla ciebie, może i zachowałam się wobec ciebie trochę nie fair to cel był taki żebyś pomyślała o czymś innym, otworzyła się na ludzi!
Kochana Bello!
Ty to wiesz jak pocieszać <3 I tobie dedykuje ten rozdział, bo przyjaźń jest zakorzeniona w każdym z nas.
Kochana Tomione!
I dla ciebie moje pisadło. Bo jesteś przecudowną osóbką <3
I na koniec...
Kochana Emilko!
Twoje opowiadanie jest cudowne! Piszesz pięknie i masz talent! Dziewczyno wykorzystaj to <3
Ten rozdział jest też dla ciebie <3 Za dziwaczne burze mózgów w szkole.
Życzę wam czytelnicy wspaniałych wakacji, uśmiechu od ucha do ucha i żebyście wypoczęli od szkoły <3
PRZYPOMINAM CZYTASZ - KOMENTUJESZ!!! 
ZAPRASZAM DO OBSERWATORÓW BLOGA <3
Katniss

wtorek, 25 czerwca 2013

Rozdział II "Zawsze to nie tylko słowo"

Po powrocie do nauki czas mijał szybko, zima skończyła się, zaczynało być ciepło a pierwsze kwiaty już kwitły. Wiosna oznaczała nadejście koszmaru wszystkich uczniów siódmego roku Hogwartu, owutemy (Okropnie Wyczerpujące Testy Magiczne). Były to także ostatnie miesiące, a dokładnie miesiąc nauki. Ja Shadow Black byłam z tego powodu rozdarta -  jedna część mnie chciała odpocząć od szkoły, druga marzyła, aby w niej zostać. Ilekroć patrzyłam na zamek miała wrażenie, że to koniec. Czerwiec zbliżał się wielkimi krokami, nauczyciele wymagali coraz więcej ja uczyłam się pilnie, pomimo narzekań ze strony przyjaciółek i chłopaka. Co do tego drugiego to czułam do niego coraz mniej, właściwie nie wiedziałam czy go kocham... Zaczynałam się poważnie zastanawiać nad swoją przyszłością. Do domu nie miałan jak wrócić, bo go nie było. Natomiast zawsze marzyłam o podróżach, co wakacje jeździłam gdzieś z matką, ale nigdy nie była w Paryżu. Przyjaciele, to jedyne, co jej zostanie po skończeniu szkoły. Tomione, Pauline i Dora- moja skromna paczka, moje przyjaciółki na zawsze. Mówienie słów zawsze i najlepsze przychodzi nam z łatwością, one wyolbrzymiają fakty. Ile trwa "zawsze" całą szkołę, 40 lat czy może całe życie? Zawsze to tylko słowo, nic nie znaczy!
- Shadow, wszystko dobrze? - Tomione jak cała reszta, obchodziła się ze mną jak z jajkiem. Stopień mojej irytacji sięgnął za wysoko! Wstałam i wybiegłam z pomieszczenia. Gdzie mogę się ukryć?! Nie wiedziałam gdzie biegnę. Ja tylko kierowałam się przed siebie.
___________________________________________________________________


Ostatni tydzień szkoły, to już koniec, ostanie dni, godziny, minuty i sekundy szkoły. Zorganizowano bal pożegnalny, obowiązkowy. Zostały mi dwa dni do zerwania z Woodem, nie kochałam Olivera. To wspaniały facet, ale ja do niego nie pasuje. Przez ostatnie pół roku czułam tylko złość i nie nawieść! Zmieniałam się w ślizgonkę, nie byłam z tego dumna, ale zmieniałam też moich przyjaciół. Tomione, zwykle miła, wesoła zwariowana osóbka była teraz wredna. Tonks, zdawała się męczyć moją obecnością, więc ułatwiłam jej życie, zerwałam z nią przyjaźń. Durnota, zaczęła spotykać się z tymi debilami z Gryffindoru. Postanowiłam wyluzować, ogarnąć to, co dzieje się wokół mnie. Byłam z przyjaciółkami w dormitorium, więc co mogło pójść źle?
- To, co dziewczyny, koniec roku, mamy bal. Z kim idziecie?- powiedziałam tak radośnie, że dziewczyny wpatrywały się we mnie ze zdziwieniem. Wyszczerzyłam zęby w uśmiechu i wzięłam czekoladową żabę ze stosu leżącego na łóżku Tomione.
- Ja planuję iść z Diggorym. - Pauline podchwyciła temat.- Czyżby nasza stara Shadow powróciła?
- Ja myślę, że powróciła i mam nadzieję, że na dobre. - Tomione, także zdumiona gapiła się we mnie badawczo.- Ja idę z Davisem, strasznie długo błagał to się zgodziłam- to była cała Tomione, w całej swojej okazałości.
- Ja pójdę z Woodem.- westchnęłam ciężko i ziewnęłam - Muszę z nim zerwać. Nie kocham go. - Przyjaciółki gapiły się na mnie oniemiałe. Zaskoczyłam je po raz drugi dzisiejszego dnia.
- Jakie lekcje mamy jutro? - zmieniła temat Pauline- Nie wierzę, że to koniec. Najgorsze jest to, że się pożegnamy dziewczyny. Wyjeżdżam, na nie wiem jak długo, do USA. Nie mogę zostać, u mugoli jestem nie pełnoletnia.- dziewczyna wybuchnęła płaczem. Natychmiast ją przytuliłyśmy, sama nie mogłam w to uwierzyć! Płakałam razem z Pauline i Tomione, która też zdążyła zacząć. Czy nasza przyjaźń na zawsze skończy się wraz ze szkołą?
____________________________________________________________________

Czas się spakować, za dwa dni powrót do domu. Jeszcze bal, ostatnia kolacja w Wielkiej Sali i to koniec. Postanowiłam, że zrobię to bez magii, jak za pierwszym razem. Szło mi to mozolnie, lecz z każdym złożonym i spakowanym ubraniem czułam się z siebie bardziej dumna. Przygotowałam sobie szaty na te ostanie dni i zostawiłam tylko najpotrzebniejsze artykuły. Gdy do pokoju dotarły dziewczyny, przebrałyśmy się w sukienki. Ja w białą, Tomione w czarną a Pauline w zieloną. Uczesałyśmy się, umalowałyśmy i szłyśmy na ostatnią zabawę z przyjaciółmi z Hogwartu. W powietrzu było pełno magii, jakby każdemu dodano do śniadania eliksiru rozweselającego. Chłopcy wyglądali elegancko czekając na swoje damy a dziewczyny ubrane w przepiękne sukienki, promieniały szczęściem. Ze ścian leciała mugolska muzyka a wiele par tańczyło na parkiecie.
- Czy przepiękna pani zechce ze mną zatańczyć? - ten sam Oliver Wood, z którym zerwałam dwa dni temu prosił mnie do tańca.
- Oczywiście.- jak na damę przystało odtańczyłam z nim dwa kawałki i podziękowałam za mile spędzony czas. Potem tańczyłam z wieloma, wypiłam za dużo, lecz w mojej pamięci pozostanie tylko tamten taniec. Najlepszy, na zawsze zapamiętany taniec. Teraz wiem, że "zawsze" to nie słowo. "Zawsze" to obietnica.
**************
Nie wiem dlaczego, ale wyszło krótko.
Dzisiaj zadedykuje krócej. Dla tych, którzy kochają i dla umiejących być przyjacielem.
Wiem, że akcja dzieje się trochę za szybko, lecz to nie jest ważny moment. Moje plany wybiegają daleko poza Hogwart.
Katniss 

czwartek, 20 czerwca 2013

Rozdział I "Czuję się samotna mimo tłumów"

UWAGA! ROZDZIAŁ NIE JEST ZABETOWANY!!!
Po dziwnym wypadku z profesorem Lupinem wszystko toczyło się wolniej. Hogwart, szkoła tak ogromna opustoszała. Jutrzejsze święta Bożego Narodzenia w większości uczniowie spędzali w domu. Ja miałam taki zamiar, ale wydarzenia ostatnich dni zmusiły mnie do innych działań. Tonks i ciocia Andromeda proponowały mi nocleg na święta, lecz odmówiłam. Nie chciałam psuć im nastrojów moim monotonnym humorem, byłam zbyt smutna i przejęta śmiercią mamy na takie rodzinne uroczystości. W zamku nie było prawie nikogo, mogłam policzyć wszystkie osoby pozostałe w Hogwarcie. Nie licząc ośmiu nauczycieli byli to: młody Harry Potter z okularami i blizną na czole, rudy Ron Weasley, Hermiona Granger z burzą włosów, Derek, któremu udzielam korków z eliksirów, ja i Oliver Wood, mój chłopak. Ten ostatni przyjechał tu tylko i wyłącznie dla mnie, Dora zrobiła identycznie, lecz wróciła na dwa dni do domu tylko na jutro. Siedziałam aktualnie z Woodem w pokoju wspólnym Ravenclawu gdzie, ogień zapalony w kominku ogrzał przyjemnie komnatę. Czytałam mugolską książkę pt "Niezgodna", zamknęłam powieść z trzaskiem. Była to świetna opowieść, lecz mama dała mi go nie dawno i tęsknota, która rosła coraz bardziej z, każdym czytanym słowem.
- Co robisz? - odłożyłam na stolik Niezgodną i patrzyłam na mojego chłopaka.
- Shadow, skarbie... Gdybam nad wynikami meczów i ustawiam tabelę wyników. - westchnął znudzony i wrócił do zajęcia. - A ty?- rzucił jeszcze znad papierów.
- Zastanawiam się, Oliverze nad pewnym faktem. - szeptałam cicho.- Miałam taki pomysł, może pójdziemy do Hogsmead. Są święta, Dumbek na pewno pozwoli.- spojrzałam Woodowi w oczy a on uśmiechnął się, pocałował w usta i pociągnął ku wyjściowi. Wlokąc się korytarzami, doszliśmy do gabinetu dyrektora. Hasło było dla nas niewiadomą, wiedziałam tylko, że Albus Dumbledore lubi słodycze i zaryzykowałam mówiąc moje ulubione cukierki, miętówki. Ku mojemu zdziwieniu himera przepuściła nas i pnąc się po maleńkich schodkach doszliśmy do wielkiego pokoju z dziwnymi instrumentami na ścianach. Znajdowało się w nim wiele portretów, z których połowa spała a druga rozmawiała. Sam dyrektor siedział z zamkniętymi oczami za biurkiem na swoim obszernym krześle i nic nie mówił.
- Eee, panie dyrektorze? Proszę pana?- zaczęłam łamiącym się głosem.- Proszę pana mamy prośbę- dodałam już pewniej.
- Niech pani mówi panno Black.- dyrektor miał silny, spokojny i mocny głos.
- Chcielibyśmy się wybrać na zakupy świąteczne do Hogsmead. - zapytałam go najpewniejszym głosem na jaki mnie było stać. Dyro uśmiechnął się.
- Oczywiście, że możecie iść. Mam tylko prośbę, jak tylko wróci panna Tonks przyjdźcie z nią do mojego gabinetu.- o mało nie pisnęłam z radości! Podziękowaliśmy i wycofaliśmy się z sali.
Pognałam szybkim truchtem do dormitorium, ubrałam moje emu i założyłam płaszcz. Gdy spotkałam się z Woodem oboje byliśmy gotowi do drogi. Szliśmy w zaspach śniegu a on ponownie zaczął sypać. Przemokłam i nie było na mnie żadnej suchej nitki, lecz ciepła temperatura pubu 3 mioteł podziałała na mnie jak balsam. Zdjęłam płaszcz i położyłam go blisko ognia. Oliver zamówił dwa piwa kremowe i w ciszy konsumowaliśmy napoje. Po wypiciu poszliśmy do Miodowego Królestwa i kupiłam prezenty dla dalszych znajomych. Potem, już sama bo mój chłopak poszedł do sklepu ze sprzętem do Quiddicha kupiłam ubrania, kosmetyki i biżuterię dla moich przyjaciółek: Tomione, Tonks i Pauline. Zaczynało się ściemniać kiedy wyszłam z ostatniego sklepu obładowana zakupami. W Hogwarcie byliśmy dopiero przed ósmą wieczorem. Wysłałam szkolnymi sowami prezenty i poszłam spać.
__________________________________________________________________________
 Rano obudziło mnie skrzeczenie sowy. Okazało się, że Ilee (sowa mojej mamy) postanowiła wykonać ostatnie zadanie. Odwiązałam od sówki dużą paczkę i położyłam na ogromnym stosie. Były w nim prezenty od znajomych, przyjaciół, cichych wielbicieli, których miałam pełno i od tych, którzy myśleli, że zaprzyjaźnię się z nimi jak wyślą mi prezent. Byłam bardzo lubiana i czasem to uwielbiałam a czasem tego nienawidziłam. Moja uroda, nie odziedziczona po żadnym z rodziców i to, że chłopcy lepili się do mnie jak rzepy (to zasługa taty podobno) pomagały tylko mojej popularności. Odpakowałam tylko prezent od Olivera, którym był prześliczny naszyjnik z literkami SO (Shadow i Oliver) wykonany ze złota, prezent od Tomione, była to biała sukienka z koronki, podarunek od Pauline, zapas na rok słodyczy z Miodowego Królestwa i prezent od Tonks i cioci zarazem, domowe ciastka i książka "Igrzyska Śmierci". Dwa pierwsze prezenty założyłam natychmiast i zeszłam do pokoju wspólnego. Niestety Wood był gryfonem i spotkaliśmy się dopiero przy wejściu do wielkiej sali.
- Pięknie wyglądasz skarbie. - uśmiechnął się i podał mi rękę. W Wielkiej Sali stał tylko jeden stół. Wszyscy siedzieli przy jednym stole. Do oczu napłynęły mi łzy, to pierwsze święta jakie spędzam bez mamy. Oliver pociągnął mnie na bok i przytulił.
- Shadow, ja jestem przy tobie. Kochanie, zjemy szybko i sobie idziemy okej? - przełknęłam ślinę, kiwnęłam  głową i podeszłam do stołu. Wzięłam pudding i jadłam go powoli. Do sali wchodzili kolejno Harry, Ron, Hermiona i nauczycielka wróżbiarstwa. Do jakiejś godzinie wstałam, szepnęłam Oliverowi, żeby mnie nie szukał bo pójdę spać. Ułożyłam się na jednej z kanap w pokoju wspólnym przy kominku i przykryłam się kocem. Dalej nie pamiętałam bo obudziłam się rano. Kolejne dni były identyczne, chodziłam tylko na posiłki i robiłam prace domowe z Oliverem. Ani się obejrzałam a wrócili moi znajomi i był to ostatni wolny wieczór.
- Tomione! Pauline! Cześć!- zaczęło się opowiadanie o świętach, prezentach i rodzinie.
- Dziewczyny, muszę wam coś powiedzieć.- poszłyśmy do dormitorium i zaczęłam opowiadać co mnie dręczy. Tomione usnęła, lecz nie winiłam jej za to. Przebyła bardzo długą podróż.
- Pauline, idź już spać kochana. - uśmiechnęła się, podeszła do mnie i mnie przytuliła.
- Trzymaj się Shadow. Dobranoc.- położyła się do łóżka i nastawiła magiczny budzik.
Biały księżyc świecił jasno a ja oddałam się w ręce snu...
______________________________________________________________
Rozdział dedykuje Paulinie, Tomione, Kindze (Belli), Kindze (Czapli) i moim bliskim dzięki, którym nie czuję   jak Shadow po stracie matki. Katniss

niedziela, 9 czerwca 2013

Prolog. Życie to tylko forma przejściowa pomiędzy narodzinami a śmiercią.

Słoneczny dzień i mroźna pogoda wypędziły dzieci na ulicę. Nie było takiego, co siedziałoby w domu. Jakież to było irytujące! 
- Shadow, skarbie idę do sklepu. Pomogłabyś mi dziecko, a nie tylko leniuchujesz... Niestety to jedna z cech, które odziedziczyłaś po ojcu... - mówiła do mnie Dorcas - kobieta o długich, prostych włosach i dobrotliwej twarzy. Ja jednak nie raczyłam nawet otworzyć drzwi. Zastanawiałam się, po co przypomina mi o ojcu, którego nienawidzę, który zabił własnych przyjaciół, który zostawił mamę oraz mnie... Byłam ciekawa, jak ta kobieta mogła w ogóle wspominać o kimś takim! Wstałam z białego fotela, na którym siedziałam do tej pory. Z moich kolan upadł album, z którego wysypały się moje zdjęcia przedstawiające wszystkie lata w Hogwarcie. Hogwart nie jest normalną szkołą, tak samo jak my nie jesteśmy normalna rodziną, jesteśmy czarodziejami. Mugole, to znaczy niemagiczni ludzie, od wieków uważali, że jesteśmy jakimiś dziwakami z długą brodą, w niezwykłym kapeluszu i szacie rodem ze Średniowiecza. Nic z tych rzeczy! Jestem tego żywym przykładem! Nie mam brody ani nawet długiego nosa z wielkim pryszczem na czubku. Zostałam za to wyposażona przez naturę w długie blond włosy, fioletowe oczy i wzrost 169 cm. Ubieram się w normalne ubrania, jak większość czarodziei żyjących w ukryciu. Tylko członkowie starych magicznych rodów, profesorowie i urzędnicy w Ministerstwie noszą prawdziwe szaty. Każde ferie spędzałam w domu. Teraz nie było inaczej. Cały Londyn obsypany był mnóstwem śniegu lekkiego jak puch. Ludzie musieli przedzierać się przez śnieżne zaspy, by zdążyć na czas do pracy. Pozbierałam zdjęcia. Na każdym z nich byłam z moimi znajomymi. Na pierwszym, jeszcze jako mała dziewczynka, stałam obok dwóch moich przyjaciół, Nimfadory Tonks i Kyle'a Malfoya i uśmiechałam się radośnie. Na samo ich wspomnienie wyszczerzyłam szeroko zęby. Byliśmy do ciebie tacy podobni, a jednak inni. I Tonks (która wolałaby tak na nią mówiono) i Kyle są metamorfomagami. Tonks, zawsze pozytywnie nastawiona do życia we włosach różowych, jak guma balonowa i Kyle, zagorzały Ślizgon we włosach zielonych jak wiosenna trawa. Nagle zrobiło się ciemno i znowu zaczął sypać śnieg. Zaniepokojona zeszłam do kuchni. W przedpokoju zmieniłam buty i założyłam kurtkę. Szłam śladami mamy, do sklepu spożywczego. Przestąpiłam drzwi budynku i już wiedziałam, że coś jest nie tak. Ciche szepty, przerażone głosy i karetka, wcale mi nie pomagały. Radiowóz policyjny stał tuż przy wejściu. 
- Mamo! - nic więcej nie zdołałam wykrztusić. Byłam w szoku, gdy zobaczyłam mamę leżącą na noszach, z nożem wbitym prosto w serce. W tym stopniu wykrwawienie byłam bezradna, nawet magia i specjalistyczne zaklęcia medyczne nie zdołałyby jej pomóc.
- Shadow, skarbie... - wydusiła ostatkiem sił - Kochanie... Syriusz... On ci pomoże... Znajdź go... Pamiętaj, że cię kocham, słonko...
- Mamo! Też cię kocham! Nie odchodź! Proszę! Nie zostawiaj mnie! - krzyczałam, a łzy ciekły po moich policzkach zostawiając po sobie wilgotne ślady. Mama po raz ostatni uśmiechnęła się, po czym zamknęła oczy i umarła... Odeszła... Zostawiła mnie samą... 

**************************

- Jesteś pewna, że chcesz stąd wyjechać? To ładna okolica. Ja nie bronię! Mieszkaj u mnie kuzyneczko! No wiesz... - Tonks próbowała zmienić decyzję dotyczącą mojego wyjazdu, jednak na próżno. Zdecydowałam.
- Wyjeżdżam, Tonks... Muszę... Po skończeniu Hogwartu zamieszkam z Oliverem... Będzie dobrze. - sama chyba, jednak nie wierzyłam w słowa, które płynęły z moich ust. Mój głos nadal był pusty i mało przekonujący.
Przyjaciółka nic nie powiedziała, tylko podeszła i mnie przytuliła.
- Mam złą wiadomość Shadows. - powiedziała po chwili, po czym podała mi gazetę.
''Syriusz Black zbiegł z Azkabanu!!!'' - głosił nagłówek na okładce. Usiadłam na starym fotelu, oddychając cieżko i nie mogąc złapać tchu. Moje serce biło jak szalone. ''On spróbuje mnie znaleźć, wiem to.'' - pomyślałam. Po zawieszeniu szyldu z napisem "Dom na sprzedaż" aportowałyśmy się do Hogsmead i wsiadłyśmy do powozów, które zawiozły nas do zamku. Wpadłam na profesora Lupina. Nieco zawstydzona zaczęłam podnosić papiery, które przeze mnie wypadły mu z rąk.
- Panno Black, jest pani zupełnie jak pani ojciec. - zaśmiał się cicho i udał się do swojego gabinetu.
Nie wiedziałam dlaczego tak powiedział. Jednak życie nauczyło mnie, że dorośli czasem plotą różne dziwne rzeczy, których nie pojmie nikt oprócz nich samych...
*****************************

KONIEC PROLOGU. Dziękuje najpiękniej jak się tylko da Kindze za sprawdzenie rozdziału. Właśnie jej go dedykuję <3 CZYTASZ KOMENTUJESZ <3
Katniss